piątek, 5 października 2012

Drogi Wilhelmie...

Jesień przywodzi mi kontemplacje,
"Cierpienia młodego Wertera" niepotrzebnie romantyzują mi mózg.
Jak moja zepsuta dusza ma pozostać zepsuta kiedy do końca tego roku jestem skazana na omawianie w szkole romantyzmu? Może to i dobra odmiana dla mnie po długim okresie panowania królowej śniegu. Nie bierzcie tego zbyt dosłownie. Nie można mnie nazwać zimną suką, jednak czuję, że po utraceniu wszelkich nadziei jakie kiedyś miałam, może coś jeszcze zostało do odratowania. Myślę, że dojrzewam emocjonalnie i w końcu widzę prawdziwą naturę ludzi wokół mnie. Przestałam ślepo wierzyć w dobro na świecie bo zwyczajnie go nie ma. W większości przypadków of course. Teraz jednak przez zagłebianie się w teksty romantyczne, w tym właśnie listy Wertera, tak myślę sobie, że powinnam szukać ludzi wartych okazania serca, zamiast wciąż ranić się przy tych, którzy tego zupełnie nie doceniają. Doprowadziło mnie to już do tego, że niemal czuję, że nie czuję. Negatywne emocje zaczęły sprawiać mi przyjemność, co chyba wynikło z tego, że to daje mi jakiś znak, że jednak nie straciłam do końca czucia.
Albo zwariowałam.